literature

Krwawa smuga

Deviation Actions

FallenAnn's avatar
By
Published:
1.7K Views

Literature Text

Wąskie paski czerwieni zdobiły kamienną ścianę zamkowego korytarza. Cztery, po jednym na każdy palec dłoni. Prawej; tej, której kciuk rozmazywał właśnie najcieńszą ze szkarłatnych kresek, jakby chciał wetrzeć ją w zimne twarde płótno.
Vlad zaciskał mocno zęby. Krew pochodziła ze świeżego rozcięcia na jego policzku, które pulsowało teraz ostrym piekącym bólem. Uderzenie w twarz było karą za to, że ośmielił się usłyszeć więcej aniżeli powinien. Mimo to uśmiechał się do siebie w duchu, bowiem kara, która została mu wymierzona, oznaczała że jego przypuszczenia musiały być prawdziwe.
Oczywiście sam fakt, iż księżna uderzyła go w twarz, nie był jeszcze równoznaczny z ujawnieniem jakiejś pieczołowicie skrywanej tajemnicy. Wszak każdy szlachetnie urodzony miał prawo wymierzyć karę wieśniakowi, który w jego mniemaniu naruszył ogólnie panujące zasady. Jednak młody służący, który otrzymuje polecenie posprzątania prywatnych komnat księżnej, a zaraz potem zostaje boleśnie spoliczkowany, ma prawo nabrać podejrzeń: solidne, pięknie rzeźbione drzwi dyskretnie przysłonięte purpurową zasłoną, do których zanadto się zbliżył, szorując podłogę jej saloniku, musiały stać na straży mrocznej tajemnicy.
Rzeczy jasna, Vlad miał świadomość, iż jego chlebodawczyni jest osobą skłonną do napadów gniewu. Nim jeszcze przybył do zamku w Čachticach, zasięgnął języka na temat jego szlachetnej mieszkanki. Wcześniej słyszał jedynie pogłoski; plotki o zaginięciach młodych dziewcząt z wiosek w bliskim sąsiedztwie zamku i o mrożących krew w żyłach błagalnych krzykach dochodzących często nocami z posiadłości księżnej.
Owe przerażające opowieści nie zdołały jednak odwieść go od przybycia na zamek. Nie miał bowiem w zwyczaju zmieniać raz podjętego postanowienia. Poza tym miał świadomość, że cena za jego wahanie byłaby zbyt wysoka. Wiedział, że nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby okazało się, że oto przepuścił jedyną okazję na odnalezienie drogi do nieśmiertelności. Nigdy.
Tajemnicza droga do wiecznego życia i mocy, o której większość żyjących mogła jedynie pomarzyć, zaczęła się dla niego niecały rok temu. Nie umiał wskazać dokładnego dnia ani miesiąca; tak jak niemal każdy zwyczajny mieszkaniec ziemi wołoskiej, Valahia nie zawracał sobie głowy datami. Wystarczyła mu pora roku, konkretne święto zapowiadane w kościele i ilość dni odliczanych od jednego ważnego wydarzenia do drugiego. W ten sposób Vlad-Valahia mógł stwierdzić jedynie, że pomysł o poszukiwaniu nieśmiertelności narodził się w jego głowie pod koniec poprzedniej wiosny.
Wszystko zaczęło się od strachu. Ten zaś narodził się w dniu, gdy pewien przykry incydent, mający miejsce podczas jego spotkania z hospodarem, boleśnie uświadomił Vladowi jego słabość. Kiedyś Ungaria, mająca nad nim zwierzchność polityczną, obecnie Imperiul Otoman, który zdominował go całkowicie, unicestwiając przy tym jego skromne marzenia o niezależności. Vlad-Valahia, zbyt słaby, by wyrwać się spod władzy, pojął że jego dni mogą być policzone. Poddany potężniejszemu sąsiadowi będzie stopniowo zatracał własną świadomość. Zniknie jego religia i tradycje, potem jego język – aż w końcu on sam odejdzie z tego świata, zapomniany i sponiewierany, nie zaznawszy życia jako istota wolna. Myśl o śmierci stała się źródłem strachu. Ten zaś pchnął go do poszukiwania mocy, o której jego panom nawet się nie śniło.
Celem Vlada stały się magia i nieśmiertelność, zaś kluczem do ich uzyskanie – podania ludowe. Wszelkie opowieści, którymi dziadkowie raczyli wnuczęta, którymi odważni podróżnicy dzielili się w wiejskich karczmach, zakazane księgi, studiowane przez wyklęte ze społeczności czarownice; wszystkie te źródła niemal jednogłośnie twierdziły, iż wieczne życie na ziemi czeka tego człowieka, który zostanie zamieniony w strigoi.
Żyć jako nieumarły, odrażająca istota o rudych włosach, niebieskich oczach i dwóch sercach, żerująca na ludziach i pijąca ich krew. Niezbyt radosna to wizja. Do tego przerażający tym bardziej, że do przemiany w stworzenie, którym nawet ludzie z Curtea de Argeş, miasta w którym od niedawna mieszkał Vlad, straszyli swoje dzieci, konieczna jest śmierć – ta, której najbardziej się obawiał. Mimo to brnął dalej w czarnomagiczne bagno, słuchał przekazów ustnych i studiował zakazane księgi. (Czytania nauczył go kiedyś duchowny z wioski, w której mieszkał jeszcze jako dziecko. Jego umiejętności pisana ograniczały się zaś do krzywego podpisu, złożonego nie wprawioną ręką). Wreszcie spakował tobołek i ruszył w podróż, z nadzieją że uda mu się natrafić na chociażby jeden namacalny ślad przeklętych nieumarłych. Zmęczony niepowodzeniami kilkakrotnie był bliski poddania się. Nie wróciłby oczywiście do domu, o nie. Każdy, kto go znał – czy to jego siostra, czy hospodar, czy choćby nawet wścibska sąsiadka – wiedział, że Vlad nie lubi zmieniać zdania. Będąc zaś dumnym młodym mężczyzną, nienawidził przyznawać się do błędów.
Chciał zaprzestać swych poszukiwań, i zapewne by to zrobił, gdyby nie pewien stary Cygan – członek wędrownej grupki, podróżującej z Transylwanii. Jego mała trupa aktorska, występująca na niedzielnych jarmarkach w co większych miastach, zatrzymała się akurat na popas w lesie. Śpiewy i muzyka Cyganów, zagłuszające wesołe trzaskanie ogniska, zwabiły Vlada, który od dłuższego czasu błąkał się w leśnej głuszy, nie mogąc odnaleźć drogi. Pamiętał, że niemal biegł przez zarośla, prowadzony muzyką i wyraźnym zapachem pieczeni. Nie jadł od kilku dni; głód doskwierał mu tak bardzo, że nim odkrył obecność wędrownej trupy, był już gotów zjeść nawet własne buty.
Z początku obserwował cygańską trupę zza drzewa, niepewny czy powinien podejść. Wszak znał dobrze historie o porywaniu dzieci, oraz o czarach, które uprawiał każdy prawdziwy Cygan. Głód okazał się jednak silniejszy niż rozsądek i nim Vlad się spostrzegł, już siedział przy dużym ognisku w towarzystwie starego bezzębnego Roma i wbijał zęby w kawałek pysznej pieczeni. Zapytany o powód swej wędrówki („Szukasz szczęścia, synku? Może chcesz dołączyć do skromnej karawany?"), bez wahania opowiedział zmyśloną historię o polowaniu na strigoi. W opowieści był dzielnym poszukiwaczem przygód, goniącym za ohydnym stworzeniem, które pozbawiło życia jego matkę i siostrę. W gęstwinie lasu zgubił trop tej istoty, dlatego teraz uniżenie prosiłby czcigodnego Roma o informacje (jeżeli ten oczywiście takowe posiada) na temat przeklętego rudego stwora.
Stary Cygan wysłuchał tej historii z udawaną powagą. Pod koniec uśmiechnął się upiornym bezzębnym uśmiechem i przyznał, że owszem, posiada pewną wiedzę, która może się chłopcu przydać.
- Zamek w Čachticach, synku – powiedział starzec. – Tam szukaj. Panią jego nie bez powodu zwą Krwawą Hrabiną. Co tak patrzysz? Boisz się, tak? A jednak życie ci miłe, synku? – Zaśmiał się ochryple. – Księżna pani podobno przetrzymuje w komnatach takie wyklęte przez Boga stworzenie. Upiór krwią się żywi, a ze wsi okolicznych od dawna dziewczęta nie zaślubione znikają. Chłopcy młodzi często też. A nocami krzyki z zamku dochodzą tak przerażające, że człowiekowi włosy na karku dęba stają. Sam żem słyszał, synku. Na własne uszy.
Starzec wyjaśnił Vladowi, jak trafić do tegoż tajemniczego zamku, raz po raz ostrzegając go przed okrutną księżną.
- Ale jeśli życie ci miłe, synku, trzymaj się od zamku z daleka. – Dodał na koniec starzec, a siedząca obok starsza kobieta z mnóstwem złotych ozdób pobrzękujących na szyi i nadgarstkach, kiwnęła potakująco głową.
Zmęczony długą wędrówką Vlad słuchał uwag starca z coraz mniejszą uwagą. W końcu zmorzył go sen. Kiedy się obudził, cygańskiej trupy już nie było. Rozglądał się po polance, niepewny czy rozmowa z bezzębnym starcem nie była jedynie dziwnym wytworem jego wyobraźni. Wtem dostrzegł niewielki pakunek spoczywający na ziemi, tuż obok tobołka, który służył mu za poduszkę. Owinięta szmatką paczuszka zawierała liścik skreślony kawałkiem węgla na pożółkłej kartce. Głosił:

Przyjmij to na szczęście, Synku. Niechaj Bóg ma Cię w swojej opiece. Obyś zdobył to, czego szukasz.

W list owinięty był srebrny krzyżyk. Vlad zdziwił się, czytając krótką notatkę. „Obyś zdobył" – powtórzył w myślach, marszcząc czoło. Przecież nie mówił starcowi o chęci zdobycia czegokolwiek. A może mówił?
Spotkanie z Cyganami było ostatnią godną wzmianki przygodą, jaka przydarzyła mu się w drodze do zamku Krwawej Hrabiny. Dotarcia do Čachtic nie uznał za sukces. O nie; sukcesem stało się dla niego dopiero zakradnięcie się na zamek i wmieszanie między służbę. Język węgierski rozumiał nieźle, ale jego umiejętność mówienia ograniczała się do kilku najprostszych słów („tak", „nie", „dziękuję", „przepraszam"). Dlatego też postanowił udawać niemowę. Było to trudne, ale do zachowania wiarygodności – niezbędne. Domyślał się bowiem, że węgierska księżna może nie być zadowolona z obecności mieszkańca ziemi wołoskiej na jej zamku.
Tak oto zaczął służbę na zamku w Čachticach. Pracował, a jednocześnie starał się wybadać, czy plotki zasłyszane po drodze są choćby w niewielkiej części prawdziwe. Istotnie nocami dało się słyszeć krzyki. Czasami zaś w komnatach dla gości mieszkały młode dziewczęta, oddane księżnej, jak to wyjaśnił Vladowi stary lokaj imieniem Enre, na naukę dobrych manier. Ów lokaj (który jemu samemu przedstawił się jako Andrei – Vlad przypuszczał więc, że mężczyzna to po prostu znający węgierski mieszkaniec ziemi wołoskiej) wydawał się wiedzieć, że chłopiec nie należy do stałej służby z zamku. Mimo to nie wyganiał go. Prawdopodobnie uznał, że Vlad jest sierotą, nie mającą się gdzie podziać, cierpiącą głód i potrzebującą dachu nad głową. A że nie czynił żadnych szkód, a na zamku pojawiła się jeszcze jedna para rąk do pracy… Co więcej, lokaj Andrei prawie od początku zwracał się do Vlada w jego własnym języku. Czyżby rozpoznał w nim człowieka pochodzącego z ziemi wołoskiej? Niemożliwe. Przecież nie on jedyny miał brązowe włosy i ciemne oczy. Może nieopatrznie zdradziło go zainteresowanie rozmową, którą prowadzili półszeptem dwaj służący w jego rodzimym języku? Starał się wtedy zachować dyskrecję, ale najwyraźniej nic nie było w stanie umknąć bystrym oczom Enre-Andreia.
Śledztwo stało jednak w miejscu, mimo znalezienia poszlak mogących dowieść, że księżna trzyma w jednej z komnat strigoi. Vlad nie miał bowiem sposobu, aby je potwierdzić, gdyż komnata, z której nocami dobiegały przerażające odgłosy przypominające krzyki torturowanych jeńców, znajdowała się poza jego zasięgiem. Zgadywał, że owa sala ukryta jest gdzieś w okolicach sypialni księżnej. Może wiodły do niej jakieś ukryte drzwi, zastanawiał się zawsze, szorując podłogę.
Pewność zyskał dopiero po wielu długich, wypełnionych męczącą pracą dniach. Ktoś (prawdopodobnie Andrei) wyznaczył go do mycia podłóg w prywatnych komnatach księżnej.
Rozkaz niezwykle go ucieszył. Nie dał jednak poznać po sobie radości; wszak prostemu służącemu nie wypadało. Wziął jedynie wiadro, wodę i szczotkę, i udał się do wskazanych komnat. Nim rozpoczął pracę, miał być jeszcze poddany ocenie samej księżnej. Spuścił skromnie głowę na znak szacunku i czekał na werdykt. Czuł przy tym, że się czerwieni, bowiem przeczucie podpowiadało mu, że okrutna, piękna kobieta (mimo niemłodego już wieku, na próżno można było szukać na jej ciele zmarszczek i niedoskonałości) patrzy na niego jak na zwierzę.
Wreszcie mógł zabrać się do pracy. Szorował podłogę saloniku pod czujnym okiem samej księżnej, która nie chciała zgodzić się, by nadzór nad dziwnym niemym służącym sprawował ktoś inny. Pucował akurat fragment podłogi przy ścianie, kiedy zauważył kilka małych ciemnych śladów.
Pochylił się niżej, chcąc przyjrzeć się brunatnym smugom; wyglądały jak roztarte ślady po ciemnym barwniku. Prowadziły za ciężką purpurową zasłonę, zakrywającą część ściany.
Vlad zerknął dyskretnie na księżną. Akurat odwróciła się i zajęła podziwianiem pięknego gobelinu zdobiącego ścianę. To była jego szansa – wystarczyło jedynie odchylić kawałek zasłony, i zerknąć na to, co skrywała przed wścibskimi oczami postronnych: solidnie okute rzeźbione drzwi.
Nie zdążył jednak przyjrzeć się rzeźbieniom. Następnym, co zapamiętał, był pełen wściekłości wrzask księżnej. Potem świsnęła szpicruta, którą trzymała dotąd w ręku, a plecy Vlada zapłonęły ostrym bólem.
Padł na twarz. Musiał trącić przy tym wiadro; woda i mydliny rozlały się po całej podłodze saloniku. Księżna wrzeszczała, wyzywała go; zaklinała się, że jeszcze tej nocy wprowadzi go do komnaty, którą tak bardzo chciał obejrzeć. Szpicruta co i raz przecinała ze świstem powietrze.
Vlad zerwał się czym prędzej z zimnej i mokrej podłogi. Był przerażony. Oto Krwawa Hrabina z Čachtic, ta przerażająca kobieta, przed którą spuszczał wzrok, groziła, że zamknie go w komnacie, w której odbywały się rytuały, o których nie śmiał w tej chwili myśleć. Zamknie go razem z demonem, którego przetrzymywała i karmiła młodymi dziewczętami. A demon go pożre. Nie był co prawda młodą dziewczyną, ale jak dotąd nie miał okazji fizycznie obcować z kobietą. Istota, która miała pomoc mu zdobyć nieśmiertelność, stanie się jego zgubą.
Zadrżał na tę myśl i poderwał głowę. Ujrzał płonące z wściekłości ciemne oczy księżnej i krzyknął ze strachu. A potem poczuł, jak jego policzek przecina czerwona pręga bólu.
Wtedy uciekł. Wybiegł z saloniku księżnej, pędem pokonał kilka korytarzy i schronił się w kącie, w najmniej uczęszczanej części zamku. Przykucnął między drewnianymi skrzyniami i czekał. Słyszał odgłosy krzątaniny, szybkie kroki, jakieś okrzyki. Prawdopodobnie go szukali. I znajdą, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości, uznał. Rozsiadł się więc wygodnie w swojej kryjówce i po raz pierwszy odkąd wybiegł w przerażeniu z komnaty księżnej, dotknął swego policzka. Poczuł pieczenie, a na palcach zobaczył świeżą krew. Rozmazał ją na ścianie, zastanawiając się przy tym, jakiż to sekret skrywa zasłonięta komnata w saloniku Krwawej Hrabiny. Czy faktycznie ukrywa tam upiora? A może sama jest opętana? Widział przecież jej przekrwione oczy o ogromnych źrenicach, widział wykrzywione w szalonym grymasie usta. Widział przerażające demoniczne piękno: istotę ludzką o gładkiej jasnej skórze, noszącą maskę potwora.
Vlad rozcierał kciukiem szkarłatny ślad na ścianie. Rozumiał już, że to krew była kluczem. Ale kim… lub też czym była księżna z Čachtic?
W zamyśleniu podniósł kciuk do ust i polizał. Krew starta z kamienia miała dziwny smak, uznał.
- Chłopcze!
Poderwał gwałtownie głowę. Jak to możliwe, że nie usłyszał zbliżających się kroków… Andreia?
- Cii! – Lokaj położył palce na ustach. – Rozkazała cię znaleźć. Czekają cię tortury. Złamałeś jeden z najsurowszych zakazów pani, chłopcze. Na twoim miejscu nie liczyłbym na szybką śmierć.
Mówił w języku Vlada. Rozglądał się przy tym na boki, jakby z obawą, że zaraz zza muru wychyli się cały patrol straży, gotowy zabrać jeńca oraz jego samego.
- Wyprowadzę cię – powiedział Andrei. – Będzie wściekła, zapewne ktoś inny dziś ucierpi. Nic w tym nadzwyczajnego. Zawsze tak się dzieje: niepowodzenie księżnej przyczynia się do czyjegoś cierpienia. Powodzenie również. Chodźmy, znam wyjście, o którym nie wiedzą straże.
Vlad kiwnął jedynie głową. Lokaj uśmiechnął się nieznacznie, podając mu bury płaszcz z kapturem.
- Odgadłeś to, chłopcze. To krew jest kluczem – dodał jeszcze. – Postanowiła odebrać ci twoją, bo jesteś młody. Dla zachowania młodości byłaby nawet gotowa zaprzedać duszę diabłu. A teraz cicho. Postaraj się być niewidzialny, jak na dobrego sługę przystało.
Odgłosy krzątaniny w dalszych korytarzach przycichały stopniowo, gdy zakapturzony Vlad-Valahia dreptał wąskim tunelem za poważnym lokajem o przyprószonych siwizną włosach. Nie wiedział, dokąd prowadzi go ten człowiek. Nie znał jego intencji, nie umiał odgadnąć myśli, a już na pewno nie byłby w stanie powiedzieć niczego o nim samym. Mimo to ufał mu w tej chwili bezgranicznie. Czuł bowiem, że człowiek ten – Andrei-Enre z zamku w  Čachticach – zdołałby zatroszczyć się o jego życie, gdyby zdecydował się powierzyć mu je całkowicie.
Zatem to krew jest kluczem. Cudownie. Wręcz doskonale, myślał. A jakkolwiek ów klucz by nie działał, Vlad był już pewien, że do końca życia pozostanie wdzięczny swojej niedoszłej morderczyni. Wszak to nie kto inny jak sama Erzsébet Báthory, ze swoją nieskazitelnie gładką, pozbawioną śladów wieku skórą pokazała mu, że krew młodych kobiet i mężczyzn pozwala uchronić się przed starością.
Zacznijmy od kilku słów wyjaśnienia, bo dziwnymi słowami się tutaj posługuję. Otóż:

W rumuńskiej mitologii, strigoi to niespokojne dusze zmarłych powstających z grobów. Niektóre z nich mogą być żywymi ludźmi posiadającymi pewne magiczne zdolności. Do zdolności strigoi zaliczyć można: umiejętność zamiany w zwierzę, niewidzialność oraz skłonność do pozbawiania ofiar sił witalnych poprzez odbieranie im krwi. Strigoi są znane również jako niśmiertelne wampiry.
[...]
Według mitologii, strigoi mają rude włosy, niebieskie oczy i dwa serca. Mogą zmieniać się w różne zwierzęta, takie jak: sowy płomykówki, nietoperze, szczury, koty, wilki, psy, węże, ropuchy, jaszczurki i pająki/owady. Potrafią również stawać się niewidzialne. Znane są również z umiejętności wywoływania szkodliwych burz, śnieci, susz, powodzi;w zakres ich umiejętności wchodzą nawet czynności charakterystyczne dla poltergeistów (hałas, poruszanie przedmiotami). [...]


Więcej tutaj.

Innymi słowy, strigoi to po prostu wampiry z rumuńskiego folkloru. Wyglądają tak.* ;)

Kolejna rzecz do wyjaśnienia: Erzsébet Báthory. Księżna węgierska, którą wplątałam w tekst pozbawiony Węgier.

No i na końcu chyba najważniejsza sprawa: Valahia. Valahia (czy też Vlad-Valahia) z tego tekstu to nikt inny jak Himowy Rumunia. Tylko w wersji młodszej, nie rudej i mało doświadczonej. Rumunią jeszcze nie jest. Akcję w tym tekście datuję... coś około początku XVII wieku. Rumunia jako taka powstałą dopiero w 1859 roku, na mocy unii personalnej między Hospodastwem Wołoskim a Hospodarstwem Mołdawskim. Sama nieźle się zdziwiłam, gdy szperałam po ciekawostkach i faktach. Nie chciałam jednak tworzyć kolejnych dziesięciu postaci OC (boi i po co?). Zamiast tego uznałam zmianę imienia kraju. Zresztą, Rumuni długo nazywali siebie "Wołochami", a nie "Rumunami" - i co ciekawe, na prowincjach robią tak do dziś.
Wspomniana w tekście siostra to Mołdawia. Hima podobna stworzył tę postać, ale ani karty nie ma, ani jakiegoś konkretnie wyglądającego chibika (tylko jakieś coś leżące z boku na jednym pasku). Na potrzeby head canonu uznałam, że Mołdawia to dziewczynka, młodsza siostra Wołoszczyzny (potem we dwoje zostali Rumunią, tak jak Feliciano i Lovinio są jednymi Włochami). Pokrewieństwo na zasadzie języka - mołdawski uznawany jest za dialekt rumuńskiego. Z kolei Transylwanię uważam za vital regions - tak jak Śląsk (w jednym z pasków Hetaliowych - w dodatku zawartym w mandze - okazało się, że Śląsk to właśnie vital regions).

Pozostaje jeszcze kwestia koloru włosów Vlada. Postać pojawiała się już w moim poprzednim tekście - i zaznaczałam tam, że Rumunia jest rudy. Tutaj rudy nie jest. Nie jest to błąd ani niedopatrzenie. Pewnie nietrudno się domyslić, z czego ta zmiana wynika~ Mimo to, mam nadzieję ją wyjaśnić pewnego pięknego dnia w innym tekście. Chcę tak opisać mój head canon dotyczący tej postaci. No i łudzę się, że kiedy już Hima przedstawi nam ładnie pokolorowaną wersję Rumunii, nie okaże się nagle, że on nie jest rudy. Jeśli tak będzie, to mój HC runie jak konstrukcje z desek i lodu w Angry Birds...

Curtea de Argeş - ówczesna stolica Wołoszczyzny.
Ungaria - po rumuńsku Węgry.
Imperiul Otoman - Imperium osmańskie.
Imiona Andrei i Enre znaczą to samo - to po prostu rumuński i węgeirski wariant naszego swojskiego Andrzeja.

To już chyba wszystko. W razi jakichkolwiek niejasności, proszę śmiało pytać. A w razie błędów - krzyczeć. Sprawdzałam, ale literówki pojawiają się niespodziewanie, nawet jeśli całość wydaje sie w porządku.


*Tak naprawdę jest to obrazek, który wypluł mi wujek Google, kiedy zapytałam o rumuśkie wampiry. Nie przypomina Wam kogoś?


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Axis Powers Hetalia (c) Hidekaz Himaruya
© 2011 - 2024 FallenAnn
Comments78
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Ender277's avatar
Bardzo ciekawa koncepcja, muszę przyznać. Tekst mi się naprawdę spodobał, przede wszystkim chyba zachwyciła mnie kompozycja, oryginalne rozplanowanie i dobry styl. Z tego co widzę, masz sporo innych, równie interesujących opowiadań. Cieszę się, że rozwijasz swój talent pisarski i serdecznie pozdrawiam - również jako pisarka ;)